Aktualnie naszym bestsellerami są kabiny prysznicowe i szklane panele ściennie. Codziennie grawerujemy, kleimy i szlifujemy produkty, które są nieodzownymi elementami nowoczesnych wnętrz. Kiedyś jednak nasza praca wyglądała zupełnie inaczej. Działamy na rynku 25 lat. Co klienci zamawiali w zakładach szklarskich ponad dwie dekady temu?
Ciekawi jesteśmy kto pamięta ten hit wnętrzarski: stół lub ława (najlepiej w ciemnym kolorze) w dużym pokoju, na nim biały, dziergany obrus, ana obrusie… szklany blat. I elegancko, i praktycznie, bo można było wyprać obrus dwa razy w roku, przed świętami.
Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to również szkło barwione z wypukłymi wzorami, wstawiane w drzwi – szczególnie łazienek. Spójność nie była wówczas szczególnie w cenie, więc zazwyczaj każde drzwi w domu miały inny wzór i kolor – na bogato!
Akwarium z rybkami w dużym pokoju – dawniej synonim luksusu. Moda ta miała zdecydowanie odzwierciedlenie w naszym asortymencie i dzień bez klejenia akwarium był dniem straconym.
Kit – najlepszym przyjacielem szklarza początku lat dziewięćdziesiątych. Ostatnio na YouTube święcą tryumfy filmy relaksacyjne dostarczające widzom możliwość patrzenia na czynności np. układania równo przedmiotów, wyrabiania substancji, wygładzania powierzchni. Gwarantujemy, że nic się nie równa z patrzeniem na klejenie szkła na kit! Najpierw wyrabialiśmy go w rękach, następnie rozprowadzaliśmy na krawędziach blatów, potem jego powierzchnia była gładko rozprowadzana, a wreszcie równana, aby była jak najmniej widoczna. Może też powinniśmy nagrać taki relaksacyjny filmik?
A co na przykład kitowaliśmy? „Proszę pana… bo my kopaliśmy piłkę i wybiliśmy okno sąsiadowi i teraz on nam każde odkupywać” – zdenerwowani przyszli kadrowicze polskiej reprezentacji byli stałymi klientami zakładów szklarskich, jednakże nie możemy powiedzieć, żebyśmy na nich zbili kokosy, bo to realizacje, które zawsze robiliśmy za przysłowiowy grosik. Bo każdy kiedyś był dzieckiem.
Na myśl o oknach zbitych w takich okolicznościach, kręci się w oku łezka. Ale należy też wspomnieć, że w tamtym czasie mieliśmy wiele mniej miłych zamówień – wstawianie szyb, wybitych podczas różnego rodzaju włamań do domów. To powodowało, że szklarz był zazwyczaj drugim kryzysowym telefonem po policji niezależnie od pory dnia i dnia tygodnia. Za tym absolutnie nie tęsknimy.
Ponieważ moda na meble z PRL-u wraca i na przykład meblościanki na nowo przeżywają rozkwit, ciekawi jesteśmy, czy ponownie pojawią się zamówienia na, znane i lubiane przez szklarzy, przeźroczyste drzwiczki przesuwne z – niezbyt równymi – wyżłobieniami na palce, których również wykonywaliśmy bardzo dużo (tym bardziej, że były bardzo cienkie i zwykle stały za nimi alkohole, więc były używane często i nieszczególnie delikatnie). Dziś technologia daje możliwość wykonywana ich o wiele lepiej i trwalej.
A jakie są Wasze wspomnienia? Macie może zdjęcia tego typu realizacje w swoich domach? A może jeszcze o czymś zapomnieliśmy? Podsyłajcie nam fotografie i wspominki – jesteśmy ich bardzo ciekawi.